Jednostronna i nieuzasadniona krytyka PZD szkodzi działkowcom
2610.2016
„Polski Związek Działkowców. Przeżytek czy pożytek?” zastanawia się na łamach portalu internetowego „Gazeta Bałtycka”. Niestety myli się ten, kto sądzi, że autor tego artykułu chciał rzetelnie przedstawić fakty.
Choć może słowo „gazeta” sugeruje czytelnikowi, że jest gdzieś odpowiednik papierowy, to jednak jest to wyłącznie zwykła strona internetowa, który nie jest żadnym tytułem prasowym. Patrząc zaś na poziom merytoryczny redaktora tej strony, to wątpliwe, by taka „gazeta” miała w ogóle szansę utrzymać się na rynku prasowym, stąd zapewne właśnie dlatego strona ta pozostaje wyłącznie w sferze Internetu, który jest w stanie przyjąć każdą napisaną głupotę, nawet taką która budzi wyłącznie uśmiech politowania. Dziennikarstwo bowiem to nie kopiowanie wyświechtanych haseł, które na dodatek nie mają żadnej wartości, bowiem są zwyczajnie nieprawdziwe, ale docieranie do źródeł i do prawdy. Próżno jednak szukać rzetelnej informacji w wynurzeniach autora tego tekstu, który ograniczył się jedynie do znalezienia i skopiowania pustych frazesów z artykułów zamieszczonych w innych gazetach, które na przestrzeni kilku lat publikowane były z zamiarem uderzenia w jedność i solidarność działkowców skupionych wokół PZD. To działanie i mechanizm doskonale wszystkim użytkownikom działek znany. Prawda jest jednak taka, że to dzięki Związkowi ogrodnictwo działkowe w Polsce jeszcze istnieje. I nie ma w tym grama fałszu czy próżności.
PZD a walka o prawo do istnienia
Wszak to właśnie PZD działkowcy zawdzięczają to, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, kiedy w polityczny i bezpardonowy sposób zagrożona została przyszłość ROD w całej Polsce, powstała nowa ustawa. Co więcej nie tylko powstała, ale dzięki ogromnej mobilizacji tysięcy działaczy społecznych zrzeszonych pod sztandarem PZD udało się zebrać ogromną liczbę podpisów pod tymże projektem. Prawie milion działkowców powiedziało wówczas TAK dla tej ustawy i działań Związku. I to właśnie ta jedność działkowców była motorem napędzającym nową ustawę i to tak potężnym, że stała się języczkiem u wagi polityków wszystkich ugrupowań, zyskując ich bezwarunkowe poparcie. Wielkim wyzwaniem dla Związku było wdrożenie przepisów nowej ustawy o ROD, a przede wszystkim przeprowadzenie zebrań ustawowych. Powszechnie wiadome jest, że wynik zebrań ustawowych, gdzie 95% ogrodów zdecydowało o pozostaniu w PZD był policzkiem dla przeciwników Związku, którzy zacierali już ręce na myśl o jego rychłym upadku. Jeszcze nigdy w dotychczasowej historii PZD, Związek nie był poddany takiej weryfikacji przez samych działkowców. A jednak sprawdził się i przeszedł ją z wynikiem bardzo dobrym. Tu nie ma przypadków. To świadomy wybór większości. Fakt pozostania 95% ogrodów w strukturach PZD potwierdza ogromne zaufanie dla Związku ze strony działkowców świadomych roli i znaczenia ogólnopolskiej organizacji w minionych latach, ale także obecnie kiedy pojawiają się kolejne zagrożenia dla ROD i indywidualnych użytkowników działek. PZD zapewnił nie tylko bezpieczeństwo prawne działkowcom i ogrodom, ale także ochronił blisko 900 tys. altan, którym po wyroku NSA groziła rozbiórka i doprowadził do uchwalenia przepisów, które zabezpieczyły byt ogrodowych altan. Gdy więc czytamy w tym artykuliku, że „układ sił musi się zmienić, by odblokować polskie działki” to niemal natychmiast pojawia się myśl, kto inspiruje takie teksty? Lobby deweloperskie, polityczne? Nie ulega jednak dyskusji, że nie ma w życiu przypadków i takie słowa mają z pewnością tzw. głębsze dno. To, że nowa ustawa działkowa nie wszystkim jest w smak – wiadomo od momentu jej przyjęcia i wejścia w życie. Niezadowoleni to przede wszystkim ci, którzy liczyli na upadek PZD i likwidacje działek. Wszak 43 tys. hektarów gruntów to miliardy złotych zakopanych w ziemi. To właśnie tego drogocennego gruntu, o który od wielu lat dbają z całego serca działkowcy, poświęcając mu własny czas i pieniądze, strzeże PZD przed rozprzedażą, zniszczeniem i zagarnięciem przez pazernych biznesmanów, którzy w ogrodach działkowych widzą jedynie szansę zarobku, a nie trud i pracę pokoleń Polaków.
Nie samą imprezą żyje człowiek
Po co zatem działkowcom PZD? – pisze autor tekstu i odpowiada sam sobie, że nie słyszy o żadnych akcjach PZD ani o jego działalności. Być może dlatego, że autor nie pokusił się o sprawdzenie u źródła, czyli na stronach: Związku, okręgów czy ogrodów? Każdy, kto choć minimalnie zna media wie, że hołdują one zasadzie „SSS”, czyli „sensacja, seks, śmierć”. Każdy temat, który nie mieści się w tych kategoriach niewielkie ma szanse na przebicie się w ogólnodostępnych mediach. Tymczasem w ogrodach działkowych próżno szukać pełnych grozy, napięcia czy sensacji informacji. To miejsce, w którym Polacy odpoczywają i choć jak wszędzie zdarzają się sytuacje nieprzewidywalne, to na co dzień zwyczajne życie działkowców, organizowanych w ROD imprez, czy wspieranych przez PZD działań zmierzających do poprawy zagospodarowania ogrodów i ich otwarcia dla społeczności lokalnych, to informacje, które są zwyczajnie nudne dla czołowych portali, gazet i TV. Dlatego też trudno właśnie w tych mediach znaleźć informacje o tym, co naprawdę dzieje się w ogrodach, bo że dzieje się – i to za sprawą działalności PZD – naprawdę wiele, wie o tym praktycznie każdy działkowiec, który choć trochę interesuje się tym, co w środowisku działkowym „piszczy”.
Jednością silni
Czy PZD jest olbrzymim administracyjnym gigantem? PZD zrzesza ponad 4700 ROD, które obsługuje 26 okręgów oraz czuwająca nad całością Krajowa Rada. W działalność ogrodową zaangażowanych jest ponad 100 tysięcy działaczy, głównie społecznych. To jedna z największych w Polsce organizacji, która oparta jest na wolontariacie. Czy zna ktoś drugą, w której można liczyć na tak ogromną liczbę ludzi gotowych nieść pomoc innym działkowcom czy pracować na rzecz ogrodów i działek i to bez wynagrodzenia? W świecie, gdzie liczy się jedynie pogoń za pieniądzem PZD to ostatni przyczółek, w którym ludzie są w stanie poświęcać swój czas dla budowania wspólnoty działkowej. I jeśli ktoś dziś pyta, czy taki gigant ludzi dobrej woli, wolontariuszy jest potrzebny, to trzeba zastanowić się nad tym, czy pyta poważnie, czy też inni mu kazali tak napisać. Środowisko działkowców liczy sobie kilka milionów ludzi i łączy ich pewna idea. Każdy działkowiec wie jednak o tym, że by ogród mógł istnieć, rozwijać się potrzebne jest sprawne i dobre zarządzanie. Ogrody działkowe są wizytówką wielozadaniowej działalności PZD, która we współczesnym świecie nie ogranicza się jedynie do organizowania dożynek, czy letnich imprez w ROD, ale wychodzi naprzeciw oczekiwaniom całego społeczeństwa. Gdyby jedynym zadaniem Związku było drukowanie „Informatora działkowca”, który wszak pełni ważną funkcję komunikacyjną, to z pewnością sens istnienia takiej organizacji mogłby pozostawiać wiele do życzenia. Jednak „Informator działkowca” sam w sobie to nawet nie 1% szeroko zakrojonej działalności, jaką od wielu lat sukcesywnie prowadzi Związek inwestując ogromne pieniądze w infrastrukturę ogrodów, wspierając wszelkie działania zarządów ROD i pomagając w realnym pozyskiwaniu niezbędnych do rozwoju funduszy, także unijnych. Kto ze zwykłych działkowców jest w stanie sam przejść przez gąszcz prawnych i urzędniczych kruczków, które sprawiają, że nawet najlepszy projekt do zrealizowania w ROD może zostać odrzucony w przedbiegach? Kto walczy o odszkodowania i tereny zamienny, gdy ogród idzie pod młotek, kto szuka alternatywnych rozwiązań, gdy urzędnicy chcą w miejscu 100-letniego ogrodu postawić market czy apartament owiec, kto walczy o interesy działkowców, gdy dosłownie znikąd pojawiają się roszczenia do terenów ROD warte miliony złotych i gdy z tego tytułu grozi działkowcom zapłata ogromnych kosztów użytkowania tychże terenów? Odpowiedź jest jednoznaczna. To właśnie prawnicy i działacze okręgowi PZD dbają o interesy ogrodów i działkowców uczestnicząc w spotkaniach z władzami miast, które liczą się ze zdaniem tak licznej i silnej organizacji, a także walczą w sądach i udowadniają fałszerstwa i próby wyłudzenia jakże cennej ziemi, na której znajdują się ogrody? Czy tak samo liczyć się będą z garstką działkowców? Czy kilkunastu działkowców jest w stanie w samotności walczyć z sukcesem o swoje prawa, ustawy i ochronę swojej własności? Czy kilka osób ma siłę sprawczą? To świadome kreowanie czytelnikom i społeczeństwu fałszywego obrazu, że działkowcy mogliby osiągnąć wiele bez wsparcia tego giganta, jakim jest PZD. Czy gdyby garstka osób była w stanie osiągać swoje cele, to potrzebne byłyby manifestacje typu #czarnyprotest, w których uczestniczą tysiące osób? To w jedności jest siła, a na czele działkowej jedności stoi od 35 lat PZD i dziś, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, staje się to oczywiste i bardzo czytelne. Działkowcy są mocni dzięki swojej organizacji, która dba o ich prawa, o przestrzeganie ustawy, która czuwa nad zmianami w prawie, która myśli o rozwoju ROD, ich przeobrażaniu w jeszcze piękniejsze ogrody, które będą już nie tylko „zielonymi płucami” i miejscem wypoczynku, ale staną się również miejscem spotkań dla społeczności lokalnych. Każdy kto tego potencjału i tej siły nie dostrzega i ją minimalizuje jest zwyczajnym laikiem w temacie ogrodnictwa działkowego i nigdy nie miał do czynienia ani z działkowcami ani z problemami, z jakimi boryka się od 20 lat ogrodnictwo działkowe w Polsce.
Działkowcy mają wybór, więc wybierają PZD
Każdy, kto chce uprawiać działkę w ROD, a nie być członkiem PZD, nie musi nim być. Ustawa o ROD, która weszła w życie 19 stycznia 2014 r., rozłączyła kwestię członkostwa w stowarzyszeniu z prawem do działki, zachowując oczywiście konieczność partycypowania wszystkich działkowców w kosztach utrzymania ogrodu. Tak więc jeśli w społeczności ogrodu są tacy, którzy nie chcą mieć wpływu na losy ogrodu, w tym na ustalanie wysokości opłat na walnym zebraniu, nie tracąc możliwości korzystania z uroków działki, mieli i mają do tego pełne prawo. Tylko wątpliwe z tego wynikają korzyści. W nowej rzeczywistości prawnej stworzonej przez ustawę o ROD składka członkowska stała się świadczeniem symbolicznym, które potwierdza przynależność do PZD. Co więcej składkę zebraną od członków PZD w ROD zarząd może przeznaczyć w całości na realizację celów statutowych. Trudno więc mówić o utrzymywaniu gigantycznej administracji, która w rzeczywistości biorąc pod uwagę ogrom ogrodów i działkowców, a ogrom problemów, jest raczej zbyt mała. 6 złoty – tyle kosztuje dziś jednego działkowca przynależność do silnej organizacji PZD, który broni ogród i wspiera go w zarządzaniu, gospodarowaniu i problemach, także tych prawnych, które pojawiają się zazwyczaj nieoczekiwanie. Czy oszczędzając te 6 złotych działkowiec poczuje się dziś lepiej, pewniej, a kwotą tą zawojuje świat cały i przeprowadzi choćby jedną najmniejszą inwestycję? Nie ma możliwości, bez względu na przynależność do jakiegokolwiek stowarzyszenia, żeby korzystać z działki i nie płacić na zarządzanie. Sprawą oczywistą jest, że zarządzanie ogrodem przez zarząd generuje koszty, ale pozwala na sprawne funkcjonowanie ROD, dzięki czemu działkowcy mogą korzystać z wody, energii elektrycznej, z ochrony oraz mają zapewniony porządek i czystość w ogrodzie. Nikt więc nie uniknie wnoszenia opłat ogrodowych, których wysokość ustalana jest przez walne zebranie. Jeśli ktoś myśli, że wyjście z PZD spowoduje, że opłaty będą niższe to jest w błędzie, bowiem składki ustalane przez stowarzyszenia, które opuściły PZD są zdecydowanie wyższe niż te, które obowiązują w ROD zrzeszonych w Związku. Taka jest prawda odarta ze złudzeń. PZD to nie „sentymentalny pomnik komunizmu”, jak sugeruje autor. PZD to dziś bardzo realna ochrona i pomoc, której na co dzień doświadczają zarządy ROD, ogrody i sami działkowcy, a bez której trudno mówić o dalszym istnieniu. To dbanie o tradycję i walka o przyszłość. To wartość, której nie da się przeliczyć na żadne pieniądze. Czy się to komuś podoba, czy też nie.
AH